Kompromis spełnia swoją dobroczynną rolę, kiedy towarzyszy mu harmonia, bo z definicji ma on być wzajemnym ustępstwem, a zatem w przepływie energii zachowana zostaje równowaga. W zdrowym porozumieniu akt podejmowania decyzji wyściełany jest spokojem i nawet jeżeli wymaga on wyjścia poza strefę komfortu, to dana zgoda powinna mieścić się w granicach wewnętrznych norm wytyczanych z poziomu serca, w łączności z wewnętrznym ja.
W dochodzeniu do konsensusu musi wystąpić równoważna wzajemność. W kompromisie obie strony stoją w swojej sile - nie może być mowy o wygranym czy poszkodowanym.
Jeżeli grzeczniutko pozwalasz innym naruszać linię brzegową swoich mocy, kornie akceptując drapieżną ekspansję ze strachu przed dalszą konfrontacją, to bliżej temu do zawarcia paktu z diabłem niż do kompromisu.
Etyczne pojednanie nie jest słabowitą uległością czy też biernością z przymrużeniem obojga oczu - jest w nim natomiast neutralność w poszukiwaniu wspólnego rozwiązania.
Kompromis nie ma być potulną kapitulacją, ale kolejną okazją do obopólnego wzrostu, bodźcem do zadawania sobie pytań o granice i wsłuchiwania się w subtelne wskazówki duszy.
To łagodne współgranie wszystkich zaangażowanych jest kunsztem komunikacji w szacunku do innych i w lojalności wobec siebie. Wbrew pozorom nie jest to zdolnością samą w sobie, a wynikiem pracy z przekonaniami, pozwolenia sobie na wytyczenie osobistej przestrzeni oraz dojrzałej akceptacji siebie jako wartości.
Wzajemność, plastyczność i lekkość porozumienia możliwa jest w przestrzeni, w której w pełni uznajesz siebie.